środa, 31 marca 2010

Dołujaco.


Podly mam nastroj dzisiaj, oj podly. Zle sie dzieje ostatnimi czasy w stadzie. Kryzys jakis? To chyba nienajlepiej biorac pod uwage fakt, ze za 5 miesiecy slub. Podczas tych ponad 7 lat razem, miewalismy kilka wzlotow i upadkow. 

Teraz juz sama nie wiem co sie dzieje. Stawiam na to, ze to wina calkowitej zmiany naszego zycia ostatnio. Stres? Musimy sie wziac w garsc i tyle. Zle mi. Damn it. 







wtorek, 30 marca 2010

oh ah!!!


Przez to cale zamieszanie, zapomnialam napisac  o moim, jakze udanym weekendzie!! 

Tak sie zaabsorbowalam sprawami remontowo-budowlanymi, ze nie zauwazylam najwazniejszego. Boo...jakby nie bylo, przeprowadzilam sie tez dlatego, ze w Rzeszowie dzieje sie troche wiecej niz w moim starym miescie. Zatem bylam w piatek na ..hm wlasciwie na  polowie koncertu "strachow na lachy". Nastepnie, spedzilam mily wieczor ze znajomymi w wersji okrojonej. I kolo 2 bylam w domu:)

A sobotaaaa...Byla okrutna. Bo obudzila mnie przed 9 w formie Panow Hudraulikow. Ktorzy zaczeli wiercic dziury glosno i wyraznie. 

Zabralam Gustawa i pojechalismy na leniwy sobotni obiad do znajomych.  Gustaw czul sie jak u siebie w domu. Ja zreszta rowniez. Bylo milo i przyjemnie. Wieczor natomiast przyniosl ze soba chwile grozy i niepewnosci. I mam nadzieje, ze juz nie wroca:)

Niedziela jak to niedziela. Dzien Smierdziela- jak to mawia mpm.  Byla i minela, gladko i przyjemnie (pomijajac malowanie) 

A pozniej... nastal  nowy tydzien:)


More than a feeling


Ponoc jest tak, ze podprogowo mozna na kogos wplynac. Zatem na mnie wplynal film  "The Men Who Stare at Goats" A gdyz poniewaz, pod koniec filmu leci piosenka Boston - More that a feeling. A ja, zasypiajac, wlaczam sobie film na tak zwany sen. I nie wiem dlaczego, film owszem mnie usypia, ale budze sie na napisach koncowych. A te, leca w tym filmie akurat na tej piosence. I tym sposobem, mam wrazenie , ze zadzialal system podprogowy i teraz nie moge sie uwolnic od tej piosenki. 

Slucham jej w kolko, bez przerwy. Jedzac sniadanie, sprzatajac, jezdzac samochodem, i znow, zasypiajac 2375275 razy dziennie. 

A najlepsze jest to, ze mi sie nie nudzi. 

A tak btw. Tak mnie pozytywnie nastraja ze ...uhuh:)

poniedziałek, 29 marca 2010

eh uh yh...

Krotka relacja z frontu remontowego. Jednak przemalowujemy.. :/ Masakra jakas. Ze tak sie wulgarnie wyraze "Rozpierdol" mamy taki, ze mi rece i uszy opadaja. Z jednej strony malowanie, z drugiej ukladanie plytek w kuchni ktora bedzie dopiero w srode. W srode zabieram Gustawa i jedziemy do "azylu w starym miescie" bo za duzo tu sie dzieje jak na niego. Lazi po cudzych ogrodkach i przychodzi tylko wtedy jak chce cos zjesc albo skorzystac z kuwety:/ 

Jestem nieustannie niewyspana, zmeczona i szczerze mam dosc. Jednak mieszkanie w miejscu w ktorym remont ciagle trwanie jest zbyt komfortowy. Z drugiej jednak strony moja obcenosc mocno przyspieszyla prace, wiec cos za cos:) 

A tymczasem borem lasem zmykam do castoramy po raz 2736763 dzisiaj......



środa, 24 marca 2010

Przeprowadzka Mode On- odslona pierwsza


O tak! Nastal ten od dawna wyczekiwany moment. Owca juz na nowych wlosciach. Co prawda nie mamy jeszcze kuchni.. Bedzie w sobote. No wlaciwie to mebli tez nie mamy, poza komoda i reszta zamowiona online, wiec pewnie w przyszlym tygodniu cos sie pojawi. 

Narazie owca z kotem i PM'em rezyduja w mieszkaniu z lozkiem i meblami ogrodowymi.. Tak nam sie spodobaly, ze kupilismy. Tym bardziej, ze mamy ogrod na ktorym dzisiaj zjedlismy sobie sniadanie w promieniach wiosennego slonca. Ha! Jak ja jestem uszczesliwiona moim sloncem! Od 2 dni chodze jak nakrecona, usmiecham sie do siebie i mam wiosenne motyle w brzuchu. Zyc sie chce. 

Pomijam fakt, ze dzisiaj i jutro jeszcze czeka nas malowanie, mam nadzieje, ze tym razem juz ostatecznie. Jakos sobie nie moglismy utrafic w kolory ktore by nam odpowiadaly w 100 procentach. 

No i latam na szmacie w kolko. Bo ten okropny po-remontowy kurzo-pyl czai sie wszedzie i ciezko sie go pozbyc. A mylam podloge juz chyba ze 150 razy. 

Gustaw natomiast, w pierwszy dzien byl nieswoj strasznie.Siedzial w budce i spal wlasciwie caly czas, niesmialo wychylajac czubek nosa. Dzisiaj juz zdecydowanie lepiej. Chociaz mam wrazenie ze przytloczyl go swiat za oknem. Ogrod.. ogrodek wlasciwie, stanowi teraz ogromne wyzwanie dla jej kociej natury. Trawa jak sie  okazalo ,  wcale nie lapie za nozki jak sie po niej chodzi, a mrowki smakuja calkiem calkiem. Urocza jest w tym swoim zaciekawieniu wszystkim co obce. Mysle, ze juz za pare dni bedzie swobodnie sie poruszac po wszystkich zakamarkach.

A tymczasem ja znow uderzam na szmaciane zabawy z mopem, a pozniej, o ile sil mi nie braknie moze jakies male conieco na tak zwanym "miescie" Heh:)

piątek, 19 marca 2010

Ahhh..:)


Gutek vel Gustaw, jak widac na zdjeciu. Puchaty Gustaw. Wlasciwie to mial byc Gustaw, ale dopiero pozniej okazalo sie ze to jednak Gustawa. Tak wiec Gustawa ma juz 8 msc, a co za tym idzie... Okazalo sie ze jest juz dorosla panienka i wlasnie przezywamy jej pierwsza ruje. A pisze przezywamy, dlatego, ze to nie tylko Ona cierpi z tego powodu. Ja rowniez. Budzi mnie o 5 rano tylko po to zeby stojac przy mojej twarzy na poduszce, marudzic glosno jak to jest jej zle. Miauczy, ale jak!? Ona tak miauczy ze mnie ciarki po plecach przechodza. Dzwieki wydaje jakies dziwne, lasi sie nieustannie, ociera sie o mnie niesutannie. I gada.. dziwnie gada, bo nie rozumiem:P W kazdym razie calymi dniami chodzi po mieszkaniu i pomrukuje, pochrumkuje i wydaje naprawde dziwne dzwieki.

Wszystko znosze dzielnie, ale jak ona w nocy stoi pod drzwiami i "placze" jak male dziecko to normalnie dreszcze mnie przechodza. Autentycznie brzmi to jakby male dziecko siedzialo mi pod drzwiami i ryczalo.. Really spooky! 

Mam nadzieje, ze szybko jej przejdzie. Chociaz ponoc to trwa ok. 3 tygodni...Uh...

Jakże to..


Hehe.. Rozbroila mnie ta owca w owczym kubraczku:) Rozczulajace. 

W kazdym razie nie o tym... A o tym, ze jak to sie dzieje, ze cztery kumpele z tego samego miasta, mieszkajace praktycznie w jednej okolicy, znajace sie od dziecinstwa nie moga sie ze soba zgrac w czasie na male posiedzenie alkoholowe? 

No bo tak.. Jedna ma dwojke malych dzieci...Druga i Trzecia po jednej sztuce. Tylko ja jakas taka nieprzystosowana rodzinnie i rodzicielsko. Od pol roku, udalo nam sie umowic raz. Raz! Jeden jedyny raz udalo nam sie dograc terminy, godziny i wszystkie inne niesprzyjajace okolicznosci. A bylo to ponad 4 miesiace temu. I wlasnie, jutro CHYBA uda nam sie znowu spotkac w calym skladzie. A ja lubie te spotkania, nie ukrywam. Rozlazly nam sie troche drogi jakby nie bylo, zagubilysmy siebie wszystkie cztery gdzies po drodze, tylko po to by po latach w koncu wyladowac w tym samym miescie. No i wlasnie, tym bardziej powinnysmy dazyc do tego by ten kontakt przetrwal. 

Bo co jak co, ale wieczor z trzema przyjaciolkami z lat, kiedy owca dziecieciem jeszcze byla, jest super. Wspominac glupoty jakie wyczynialysmy, milosci do konca swiata, ktore przezywalysmy... Fajnie tak, czasem wrocic do tego co bylo. Z usmiechem na twarzy i nieustannym "A pamietasz jak..?" Lubie, lubie:)

A niezle jest tez to, ze jedna z nas, przeprowadzila sie spowrotem do naszego miasta z miasta do ktorego ja sie przeprowadzam wkrotce. I o dziwo, nasze opinie o tym "miescie do ktorego sie przeprowadzam" sa diametralnie rozne. Ona go nienawidzi z calego serca, a ja z calego serca kocham. Usmiecham sie gdy ide ulicami i ciesze sie z kazdej osoby ktora tam poznalam. A poznalam naprawde fajna, zgrana ekipe. No i mojego przyszlego meza rowniez:) 

No wiec jak to jest, ze mozna tak zle trafiac? w jej przypadku.. na zlych ludzi, zle miejsca i nie fajne sytuacja? Ze mozna tak roznie poznac ten sam swiat? 

środa, 17 marca 2010

Odliczanie


Za 170 dni i 13 godzin stan panienski zamienie na "wyszlam za maz, zaraz wracam" A w zwiazku z tym, wiadomo, masa spraw do zalatwienia, sukienki, pierdolki, kwiatki, wlosy, orkiestry i temu inne podobne. A mi jakos zapalu brak. Niby cos tam na necie poszperalam, niby sukienke znalazlam, narazie tylko wirtualnie niestety. A i okazuje sie, ze nie z najnowszej kolekcji 2010.. wiec ze co, ze "ni ma slubnego lansu"? Bo ponoc to trzeba takie krzyki mody najnowsze... A ja nie chce najnowszego wrzasku. Ja chce subtelnie, bez udziwnien, falban, gorsetow i tym podobnych. No ciezka sprawa. 

Czeka mnie zatem jakis szal, maraton po salonach mody slubnej, przymierzanie, wybrzydzanie, szperanie i ogolny chaos i rozgardiasz. A mi sie nie chce no.. Chyba nie ma we mnie malej ksiezniczki, malej dziewczynki ktora od najmlodszych lat marzy o pieknym weselu i wszystko ma zaplanowane od 8 roku zycia. 

Ja bym chciala po cichu, delikatnie, kameralnie i rodzinnie. No ale coz zrobic.. Jak to mawiaja niektorzy, pewnie Ci co madrzejsi, ze wesele to dla rodziny i znajomych. A ze Ty sobie inaczej wymyslilas...? No coz. Get over it!:) 

No i kurcze tak sobie mysle, trzeba bylo wykorzystac okazje pobytu w Las Vegas i wziac slub przed Elvisem. A Co?! 

wtorek, 16 marca 2010

Udziwnienia i dziwnosci


I znow zainspirowana POZIOMKA i jej urocza skarpetkowa dziwnoscia, zaczelam szukac udziwnien w samej sobie. No i dlugo nie musialam myslec, bo ktoz z nas nie ma swojego gryzia co go moli?

Ja na przyklad, zeby daleko nie szukac, nigdy nie jem dwoch roznych rzeczy z tego samego talerza. Czyli, ze do kazdej potrawy, badz kanapki, badz, o zgrozo, salatki musze miec oddzielny talerz. Nie znosze, gdy moje jedzenie sie ze soba miesza, albo styka.Uff. zgroza istna:) To samo tyczy sie sztuccow. Do kazdej rzeczy, nowy zestaw, czystych sztuccow. Nie wiem, skad mi sie to wzielo, ale pamietam, ze gdy jeszcze mieszkalam z rodzicami, moja mame to strasznie denerwowalo. Jak rowniez to, ze nigdy nie zjadam wszystkiego do konca. No, moze nie zawsze. Ale mysl o wystygnietych resztach potrawy na moim talerzu napawa mnie przerazeniem. Heh. No, dziwne.

Poza tym, zawsze spie przy zapalonym swietle. To chyba jakas trauma z dziecinstwa, kiedy to moj starszy brat robil mi urocze zarty, i gdy nie bylo naszych rodzicow w mieszkaniu, gasil wszedzie swiatla, biegal po mieszkaniu i straszyl mnie z kazdego ciemnego kata. Oh alez to byly radosne chwile...dla mojego brata:D

Chociaz z tym swiatlem, to moze byc tez wplyw durnych programow w tv, i mojej ogromnej wyobrazni. I tak wlasnie, dzieki progamom o duchach, moja nieopisanie przerazajaca wersja nocy jest sytuacja, w ktorej budze sie nagle w nocy, i w ciemnosciach, w nogach mojego lozka KTOS stoi. Łoo jezuuuu... Strasznie mnie ta wizja przeraza. Swoja droga, kiedys MojPrzyszlyMaz zrobil mi taki zarcik. Chcial mi zrobic niespodzianke i nie powiadomil mnie, ze przyjedzie. I tak wlasnie, budzac sie okolo 2 w nocy, zauwazylam szczerzeca sie do mnie uradowana paszczeke! Matko! Jak ja sie okropnie przestraszylam!! Myslalam, ze odgryze mu glowe, za taki paskudny zart. No i jak tu sie nie bac zasnac?:D

Mam jeszcze pare innych nieszkodliwych dziwactw, i mysle, ze dopoki sa nieszkodliwe, moga byc urocze i dodawac charakteru, albo charakterku raczej:)

Po Weekendowo


Weekend znow edukacyjno-towarzyski. Najpierw wyklady ze sredniowiecza. Wieczorne piwko z kumpelka ze srudiow. Niedzielne sredniowiecze po raz kolejny i popoludnie juz w domu z ta sama kumpela. Zabrała sie ze mna, i przenocowala w drodze do siebie. 

Nie wiem dlaczego, ale jestem chyba jedyna znana mi osoba, ktora nie lubi Krakowa. No jakos do mnie nie przemawia. Nie lubie tlokow, golebi na rynku i tramwajow. A Krakow o tej porze roku napawa mnie niechecia do czegokolwiek. Bylo okrutnie zimno i nieprzyjemnie. Ale juz, juz ponoc niedlugo wiosna za rogiem. Czekam z utesknieniem na slonce. A dzisiaj znow pogoda mnie zwiodla, pieekne slonce za oknem, i nawet te resztki brudnego sniegu tak zle nie wygladaly. Ale rozczarowalam sie okropnie, bo gdy wyszlam z domu okazalo sie ze jest tak paskudnie zimno, ze az mnie zatkalo:) No niby owca, a jakos mnie welna nie grzeje i marzne strasznie w zimie. W lecie zreszta tez mi sie zdarza:) Cieplolubna owca.

WIOSNOO!!! NOOO!! dzieżeś jezd! Bo ja tu juz resztkami mych watlych sil.... eh.



piątek, 12 marca 2010

Nologi - posiadam, a jakze:)


Niestety nie jestem od nich wolna. Moim nalogiem sa papierosy i jedzenie. O ile jedzenie sluzy jakby nie patrzec podtrzymywaniu zycia, o tyle papierosy wrecz przeciwnie. Z pelna swiadomoscia stwierdzam ze nalog to paskudny i smierdzacy. Gdy jestem sama, pale w mieszkaniu, co swoja droga lubie z racji palenia podczas roznych czynnosci. Papieros najczesciej towarzyszy mi przed komputerem. No lubie, nooo. Ale nie lubie dymu z papierosow, nie znosze wrecz gdy wszystko w mieszkaniu smierdzi papierosami. A ze mam mieszkanie rozlegle ze tak to ujme, bez zbednych scian i z duzymi otwartymi przestrzeniami, smierdzi wszystko, wlacznie z recznikami w lazience w drugiej czesci mieszkania. Jakby nie bylo odleglej od miejsca palenia dosyc sporo. O zamykaniu nielicznych pokoi i lazienek nie ma mowy z racji Gustawa, ktory nieustannie narzeka na pozamykane przestrzenie nieustajacym mieuczeniem. Mowy tez nie ma o wychodzeniu na balkon, bo coz to za przyjemnosc palenia: szybko i zimno.
Z moim nalogiem jest tez troche tak, ze wlasciwie moglabym nie palic. Gdy jestem chora, albo nie mam papiersow bo jakos tak mi sie zapomnialo kupic, to moge nie palic. Moge nie palic tygodniami bez jakiejs strasznej walki ze swoja silna wola. Porpstu nie pale i juz. MPM nie pali i nie palil nidgy, wiec moje palenie zwalcza sukcesywnie z roznym skutkiem. Ostatnio nie palilam 8 msc ale po powrocie do kraju i do swojego starego trybu zycia wrocily takze stare przyzwyczajenia. Coz zrobic:)
Swoja droga przeprowadzka bedzie dobrym pretekstem dla zaprzestania. Bedziemy razem, wiec o paleniu przed kompem bede mogla zapomniec. Pozostanie jedynie palenie poza domem. No coz, zobaczymy jak to bedzie.

A co do jedzenia, to tak jak napisala Poziomka u siebie, ja rowniez miele, przezuwam i mysle o jedzeniu nieustannie. No chyba ze pale!:D Bo wtedy jakos nie mam smakow i potrzeby wpychania w otwor gebowy wszystkiego co sie nawinie:) Ale to nie zmienia faktu ze jesc uwielbiam, uwielbiam rowniez gotowac wiec wiadomo, jedno prowadzi do drugiego. Lubie nowosci, ciekawe smaki i kulinarne rozpasanie.
Swoja droga dziwie sie ze nie waze dwa razy wiecej:)

Łeee! łee!


Wzruszam sie. Nieustannie sie wzruszam, na kazdym kroku. Wzruszam sie na reklamach, na zapowiedziach filmow, do swoich durnych mysli. Ale wzruszam sie tez w momentach szczesliwych dla innych. Cudze szczescie mnie wzrusza niebywale. Na tvnStyle jest seria programow o metamorfozach kobiet, (Czy dobrze wygladasz nago, Trinni i Susanna) i momenty kiedy te kobiety nabieraja pewnosci siebie, na nowo ucza sie siebie i swojego ciala, i staja sie nagle zupelnie innymi szczesliwymi kobietami, no normalnie lzy radosci splywaja mi po policzkach. Lubie takie chwile.:)

Szkoda, ze sprzatanie mnie nie wzrusza, bo moze bym sie w koncu zabrala za mieszkanie.;/

poniedziałek, 8 marca 2010


Ah! Ah! Tak długo mnie nie było. Tym razem pobyt na wschodzie w Drugim Miescie przyspieszył troche kwestie przeprowadzkowe. Zatem jak dobrze pójdzie owca wraz z Kotem spakuje manele i sie w koncu wyprowadzi. Juhu! Co prawda na kuchnie trzeba bedzie jeszcze poczekac 2-3 tygodnie, ale damy rade. 

Bylismy wczoraj w sklepie z ktorego moglabym nie wychodzic i w ktorym chetnie "przewalalabym" wszystkie moje pianiadze wlacznie z oszczednosciami. A mowa o IKEA... IKEI? Hm.. whatever. Niestety samochod okazal sie za maly wiec  bedziemy musieli po reszte pojechac drugi raz. Ewentualnie zamowic to co upatrzylismy przez Allegro, bo z tego co widzialam, cenowo wlasciwie wychodzi na jedno. Na Allegro przesylka, a w realu i tak na benzyne trzeba wydac. 

A poza tym, dzisiaj chcialam o kotach troche nadmienic. Jak wiadomo wszem i wobec, moje stado sklada sie z owcy czyli mnie, mojego hm...barana?:) I Kota. Kot jest the best! Na imie ma Gustaw pomimo tego, ze jest dziewczynka. Norweski lesny, puchaty i smieszny. A wspominam o Niej dlatego, ze ma pewna ceche, ktorej zaden moj kot nigdy nie wykazywal. Jest Psem:) Przybiega na zawolanie, czyli na imie. Ma 3 male pileczki z takiej miekkiej pianki, ktore latwo jej zlapac w zeby. Apotruje gdy jej rzuce, wklada mi je do reki wlasciwie, zeby znowu rzucic. Do tego na dzwiek komorki bezblednie lokalizuje aparat telefoniczny, a na dzwiek domofonu jest przy drzwiach pierwsza pomrukujac cicho. Gustaw ma 8 miesiecy i troche sie obawiam jak sie przystosuje do zycia w nowym miejscu, Tym bardziej ze nasze nowe mieszkanie bedzie o ponad polowe mniejsze od terazniejszego. A do tego na parterze z wyjsciem na ogrod, co mnie martwi bo nigdy jej nie wypuszczalam na zewnatrz i wlasnie w Drugim Miescie chcialabym zaczac. No nic, to tyle. Czas na obiad.

A swoja droga, to ostatnio jakas moda na przeprowadzki wsrod moich znajomych.


Aaa.. No i zapomnialam nadmienic, ze temperatura w mieszkaniu wrocila do normy, dzieki interwencji Mojego Przyszlego Meza ( skrocie MPM, baran) Ale w momencie powrotu z Drugiego Miasta, ekranik pokazywal zlowieszcza temperature 9*C ...Brrrr:)


czwartek, 4 marca 2010

Szybki apdejt:)

Dwa dni temu padl prad na mojej ulicy, i tym samym wylaczyl sie piec grzewczy. A ze jestem jakas niegramotna za cholere nie umiem go zaprogramowac spowrotem, tym bardziej ze ciagle na ekranie wyskakuje blad. I uwaga! W moim mieszkaniu jest 14 stopni!!!! Cieplej jest na klatce schodowej!! 

Zimno mi...:(

wtorek, 2 marca 2010

Zmeczona owca


Wrocilam. Niestety chyba ani odrobine nie jestem madrzejsza czy bardziej wyedukowana. Ale za to jestem bogatsza w pare milych chwil, interesujacych rozmow, wyznan, zalow, opowiesci, relacji i poniedzialkowego naprawde niezwykle udanego spotkania. Edukacyjnie niestety nie poczynilam zbyt duzych postepow w kwestii bibliografii. Ale i tak wiem, ze bylo warto. I nie mam zamiaru miec poczucia winy. O, dowiedzialam sie na przyklad, ze kalmary mozna zrobic w domu i sa naprawde fajne. Poza tym zostala mi przedstawiona urocza Angie Stone, w ktorej sie teraz zasluchuje i sciagnelam juz chyba wszystkie dostepne mi albumy.

Jestem zmeczona, ale pozytywnie naladowana. Mam o czym myslec i na co czekac. No i wiem, teraz juz, ze czasem wystarczy jedna przegadana noc i mozna odkryc, ze warto czasem otworzyc sie na drugiego czlowieka.Bo nigdy nie wiadomo, jak wiele moze laczyc.Ale moze juz dosyc o Krk.

Z frontu uczuciowego naplynely dzisiaj niepokojace informacje dotyczace jednaj z wysp Kanaryjskich, trzech facetow, kite surfingu i postawienia mnie przed faktem, z nadzieja, ze ulegne i przymkne oko na niektore sprawy. Nie chcialam wyjsc na wredna,ale niestety, w sytuacji w jakiej jestesmy uwazam, ze byloby to wyjatkowo niesprawiedliwe i nie w porzadku w stosunku do mnie. Przyznal mi racje, fakt. Ale niesmak pozostal. Moj niesmak.

Mialam isc dzis na basen, ale jakos ciezko mi sie zebrac do kupy. Potrzebuje odespac te pare intensywnych dni. A! I ogladalam wczoraj Changeling  z Angelina Jolie w roli glownej. Film powstal na podstawie prawdziwej historii, i powiem szczerze, ze zrobil na mnie duze wrazenie.Dawno juz zaden film na mnie nie zadzialal podobnie. Zatem szczerze polecam.
A tym czasem koncze, bo Angie Stone mi tu nuci cichutko i marzy mi sie juz przytulic sie do poduszki.

Paputy!:)