środa, 17 marca 2010

Odliczanie


Za 170 dni i 13 godzin stan panienski zamienie na "wyszlam za maz, zaraz wracam" A w zwiazku z tym, wiadomo, masa spraw do zalatwienia, sukienki, pierdolki, kwiatki, wlosy, orkiestry i temu inne podobne. A mi jakos zapalu brak. Niby cos tam na necie poszperalam, niby sukienke znalazlam, narazie tylko wirtualnie niestety. A i okazuje sie, ze nie z najnowszej kolekcji 2010.. wiec ze co, ze "ni ma slubnego lansu"? Bo ponoc to trzeba takie krzyki mody najnowsze... A ja nie chce najnowszego wrzasku. Ja chce subtelnie, bez udziwnien, falban, gorsetow i tym podobnych. No ciezka sprawa. 

Czeka mnie zatem jakis szal, maraton po salonach mody slubnej, przymierzanie, wybrzydzanie, szperanie i ogolny chaos i rozgardiasz. A mi sie nie chce no.. Chyba nie ma we mnie malej ksiezniczki, malej dziewczynki ktora od najmlodszych lat marzy o pieknym weselu i wszystko ma zaplanowane od 8 roku zycia. 

Ja bym chciala po cichu, delikatnie, kameralnie i rodzinnie. No ale coz zrobic.. Jak to mawiaja niektorzy, pewnie Ci co madrzejsi, ze wesele to dla rodziny i znajomych. A ze Ty sobie inaczej wymyslilas...? No coz. Get over it!:) 

No i kurcze tak sobie mysle, trzeba bylo wykorzystac okazje pobytu w Las Vegas i wziac slub przed Elvisem. A Co?! 

2 komentarze:

poziomka pisze...

ja tam chyba bym chciała z pompą ;) biała suknia i te sprawy. ale oj załatwiać to już by musiał kto inny - mnie trudno gacie na tyłek kupić, sensownie czas zorganizować a o bosze taka impreza, taka odpowiedzialność. ale gdyby mi bardzo zależało... kto wie, może też kiedyś zadzierę kiece i polecę. :)
POZIOMKA

Anonimowy pisze...

Dobry pomysł.Było by inaczej a jakie niezapomniane przeżycie.

Agnieszka

Prześlij komentarz