sobota, 10 września 2011

Rok i 6 dni.

Pyk. Minal rok i 6 dni. Just like that. A rok temu, bylam przekonana, ze nie da sie juz zyc dalej, ze swiat sie zawalil i juz nic nigdy nie bedzie mialo sensu.  Szzzzkurwa... jak ja sie wtedy mylilam :)


O dziwo, dosyc szybko udalo mi sie ogarnac. I nawet mnie sama zdziwilo to, ze tak szybko przeszlam do porzadku dziennego nad zakonczeniem 8 letniego zwiazku. 

Wyjechalam do Tajlandii... i wlasciwie bylo mi wszystko jedno. W momencie kiedy dostalam swoj paszport z wbita tajska wiza... nie myslalam o niczym innym, wszystko mialam w dupie. Slub, Jego, 8 lat i wczesniejsze nasze plany na zycie. Wyjechalam zeby zapomniec i odreagowac. Udalo sie w 100 procentach :)

A teraz tesknie okrutnie, za widokami, za jedzeniem, atmosfera, klimatem i przede wszystkim ludzmi. Okropnie tesknie. Mam niedosyt pomimo 5 miesiecy. Gdy widze Tajlandie w tv czuje zal, ze bylam, ze minelo, ze nie wycisnelam z niej tyle ile powinnam, ze cos mi umknelo. Ddrazni mnie to... Jakas tesknota za tym co minelo a bylo wspaniale.

Momentami przychodzi mi do glowy glupia mysl,  zeby nigdzie nie wyjezdzac, bo za kazdym razem po powrocie jest mi zle. Bo jest tyle miejsc w ktorych chcialabym byc, zbaczyc, poznac. Tyle ludzi! A wciaz taki maly budzet i tak malo czasu/

Ah no. Mialam napisac o Tajlandii w koncu. Jako, ze bylam tam dosyc dlugo, ciezko wybrac z 5 msc jakies takie male, obrazowe minimum. Na przyklad swieta bozego narodzenia byly ciekawe... so as my b-day party...:) Mysle, ze latwiej bedzie, gdy zaczne dodawac zdjecia :)

Zatem znow.. Tylko tyle.


ps. Aaah.... Na Phuket w Rawai jest polska knajpa .. poniekad polska.. w kazdym razie sa pierogi:D