Tak jak już pewnie pisałam, Gustaw była w kociej ciąży. Co faktycznie, było mi troche nie w smak. No bo cóż ja zrobie z małymi kotami? Ale jak już się oswoiłam z myślą i właściwie rozdałam wirtualnie 3 koty, okazało się, że niestety. W niedziele, Gustaw schowała się do szafy jakaś nieswoja i odmówiła wyjscia jak i jedzenia włącznie z piciem. Pierwszą moją myślą było, że to pewnie "już". No bo wiadomo. Jak "już" to kot szuka sobie dogdnego miejsca i czeka. Co prawda wydało mi sie to jakoś za szybko.. Ale że ona jest taka mała, to może i jakoś tej jej ciąży tak nie było widac. W poniedziałek rano, gdy do niej zajrzałam, okazało się, że krwawi i ledwo żyje. Wpadłam w lekka panike no bo co jak co, ale uwielbiam tego kota. Zgarnełam ją pod pache, a przelewała mi sie w rękach, wsiadłam w taxe i pojechałam do lecznicy. Po usg okazało się, że przynajmniej jeden kotek jest martwy. Wykonano zabieg, bo inaczej by zdechła. I wyszło, że kotków było cztery i wszystkie martwe:( Została wysterylizowana i wróciłyśmy do domu. Przyznam szczerze, że smutno mi troche, bo już się cieszyłam na myśl o małych kotkach buszujących w domu. Tym bardziej, ,że jeśli o mnie chodzi koty mogłyby byc jedynymi zwierzętami na ziemi:)
Teraz Gustaw dochodzi do siebie, jest dwa razy bardziej chuda i zachowuje się dziwnie. Myśle, że do końca . tygodnia wszystko wróci do normy:) No to tyle z kociego frontu.
Z życia..Hm. Bez szaleńsw i zbednych podniet, ot zwykłe codzienne życie. Na wakacje jakieś specjalne się jak narazie nie zanosi, zobaczymy, wyjdzie w praniu. A przyznam szczerze, że chętnie bym sobie gdzieś pochasała po dzikich południowych plażach. Ojj tak. No to tyle:)